Ogłuchły pola wczoraj pełne gwaru
Brzęku kos, śmiechu i śpiewu dożynek
Dzisiaj zapadły w sen jak mocą czaru
W cichy spoczynek
Sposępniał w ściernisk szarości popielnej
Zagon rozległy, opuszczony, goły...
Pola są jakby po uczcie weselnej
Uprzątnięte stoły
Niby
lato, a wieczorami i wczesnym rankiem pachnie już jesienią.. Niektórzy
łapią "last minute" i znikają w Grecji, Chorwacji... Marzyciele i
romantycy przemierzają jeszcze górskie ścieżki, gdzie pojawiły się już
złotem muśnięte buki.
Ja wróciłam do mojego małego przydomowego ogródka, z lampka wina i naftową.
Ostatnie
dni poświęciłam mozolnej pracy nad kilkoma ikonami i nad nowym tekstem-
tym razem do małej suity teatralnej poświęconej Markowi Grechucie.
Utknęłam nad epitafium... ciężko jest pożegnać po kilku nawet latach tak
wybitną postać ulotnego klimatu, który tworzył. A Pan Kompozytor czeka,
czeka...na tekst. Ale- artysta artystę zrozumie i da mi jeszcze
chwilę....
Grechuta,
Okudżawa, Wysocki i Brel- to były bliskie memu sercu osobowości
twórcze od wczesnych lat. Nic niby odkrywczego ani oryginalnego. Jednak
dzięki ich widzeniu świata, pewnej ulotności spostrzeżeń i drapieżnej
prawdy- jak u Wysockiego, kształtował się mój światopogląd malarski i
poetycki. Grechuta był w swych utworach wiecznie zakochanym romantykiem-
zakochanym w całym otaczającym świecie, Okudżawa miał w sobie mnóstwo
pokory przed wartościami wyższymi, Brel nazywał związki międzyludzkie z
niebywałą elegancją i niespotykanymi porównaniami, Wysocki był
zbuntowany i hardy. I ta czwórka uzupełniała mój dorastający świat
niepewnych kroków. Po drodze "napotkałam" Stachurę i Witkacego, ale oni
na moja chwiejną duszę za bardzo ocierali się o obłęd. Twórczy i
niepowtarzalny, ale jednak obłęd. Zresztą ci dwaj wielcy artyści- jak
żyli- tak skończyli.
A
teraz zakopałam się w epitafium- nie chciałabym pisać czegoś banalnego,
że nam Go brakuje. Bo wiadomo, że brakuje. Moje epitafium to żal do
Pana Boga, że mimo wszech- dobroci, którą reprezentuje, porwał go do
siebie. Zbyt wcześnie, zbyt egoistycznie. A skoro jest wszechobecny,
mógł przecież wpaść do Piwnicy Pod Baranami albo do hotelu Pod Różą.
Albo kupić po prostu płytę w Empiku, a Grechutę nam jeszcze na trochę
pozostawić!!!
Napiszę, opublikuję...
A na razie zostawiam Was dla muzyki, poezji i chwil zapomnienia. Dobranoc!!