czwartek, 20 czerwca 2013







Po przerwie
ponad dwutygodniowej i po licznych reprymendach przyjaciół- czytaczy tego bloga postanowiłam się usprawiedliwić- 
Pilnie uczyłam się francuskiego i hebrajskiego. Francuskiego- bo 15go czerwca miałam "poważny koncert" w Radiu Kraków- koncert piosenek francuskich w ramach cudownego Festiwalu Edith Piaf. Natomiast hebrajskiego- bo dzisiaj miałam egzamin z tego języka po roku nauki. Wróciwszy ze zdanego!!! egzaminu odziałam się w robocze szmaty i zabrałam się do porządkowania pracowni. I teraz w ramach przerwy w tej katordze... ze szklaneczką cudownie chłodnego piwa.....niezdrowym papieroskiem...... spieszę donieść, że....
w najbliższą niedzielę- 23go czerwca organizujemy w Artchacie kolejny już wernisaż połączony z koncertem. Wernisaż przepięknych fotografii, głównie jeszcze analogowych, Małgosi Jasińskiej-Hanuszkiewicz, a usłyszeć będzie można cudowny sopran Elżbiety Kupiec w repertuarze poważnym i trochę mniej serio.
A jak wernisaż i nasi cudowni Goście... trzeba ze szmatą, odkurzaczem, sprayem do okien, miotłą- drapakiem do podwórka itd....
Muszę się Wam przyznać, że dom kupiłam trzy lata temu z zamiarem zrealizowania właśnie pomysłu takiego otwartego domu pracy twórczej. Dom był koszmarnie plastikowy wewnątrz, kolorystycznie glamourowy z jeszcze pewexowskimi płytkami w łazience (z dekorem w kształcie wyskakujących z wody delfinów na tle zachodzącego słońca). A, że remont to choroba wielce przewlekła- pierwsze nasze art- spotkania odbywały się prawie na gruzowisku. Teraz podłoga już jest, drewniana. Zniknęły plastikowe szafki kuchenne w kolorze syntetycznej sałaty, paździerzowe blaty, plastikowe marmuropodobne parapety, sztuczne paprotki i tapety upstrzone brokatem. Ogród uporządkowały przyjaciółki znające się, a sławojka (w sumie może i szkoda) została zbiorowo zutylizowana. 
Te nasz byłe juz spotkania miały i swój urok. Pośród totalnej tandety i brzydoty brzmiała taka cudownie subtelna muzyka, powstawały prace wspaniałych artystów, ułożyliśmy projekt statutu naszej fundacji, napisaliśmy wiele tekstów, wypaliliśmy mnóstwo drewna, by uwarzyć kociołek na ognisku......
Teraz ten wielkomiejski dom przypomina wewnątrz wiejską chałupę, a klimat ten potęguje fakt, że sąsiad hoduje kury, ma nawet jednego dostojnego koguta i aż nie do wiary, że co rano budzi on wszystkich dokoła zaledwie pięć kilometrów od Rynku Głównego.
Any way- miejski dom czy też wiejska chałupa- posprzątać przed wernisażem trzeba. Wracam więc do zajęć gospodarskich życząc przemiłym czytelnikom dobrej i spokojnej nocy.
Obok zdjęcie- wspomnienie z ostatnich przygotowań do poprzedniego wernisażu w Artchacie pt. "Kim jest Joanna", kiedy to prezentowaliśmy przekrój twórczości Asi Monasterskiej





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz